Słońce, plaża, tony piachu,
swój parawan rozbił Stachu,
Zuzia zamek już buduje,
Kremem Jadzia się smaruje.
 
Już sielanka jest w rozkwicie,
cudne jest plażowe życie,
jest muzyka, są babeczki,
nawet chłodne piwko z beczki.
 
Ale co to? Co się stało?
Nagle wszystko pociemniało.
Stanął chłop przed Stacha kojcem,
całe mu zasłonił słońce.
 
I odzywa się w te słowa:
„Mój parawan stał tu wczora,
Bierz pan żonę, bierz pan dziecię,
piach tu ładnie uprzątniecie.
 
Trzy minuty masz, nie więcej,
by opuścić moje miejsce,
Potem łomot, potem lanie,
ja nie ręczę co się stanie.”
 
Na to Stach dołowy górnik,
a nie jakiś, panie, piórnik,
chociaż nie był bardzo rosły,
strzelił draba pięknym prostym.
 
Krew trysnęła, pękł łuk brwiowy,
drab odmachnął się sierpowym,
pięść walnęła w głowę Stacha,
mało mu nie pękła czacha.
 
Drab z kolanka. Stach z obrotu.
Nie żałują krwi i potu.
Żebra dudnią, pęka kość,
obaj mają wkrótce dość.
 
Nieprzytomny pada Stach
i drab walnął twarzą w piach.
Wnet karetka przyjechała,
do szpitala ich zabrała.
 
Który przeżył, który nie?
Dziś po latach, kto to wie.
A ten piach, o który bój,
ani mój on, ani twój.
 
Słońce świeci, lub się chmurzy,
morze szumi lub się burzy,
piasek skrzypi pod stopami,
morał odgadnijcie sami.
0 0 głosów
Ranking Ocen
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze

Nasza strona wykorzystuje pliki cookies. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się z naszą polityką prywatności.