
Jeszcze pamiętam tamte baśnie,
gdy Jasio szedł z tobołkiem w świat,
z ptakami iść mu było raźniej,
bo ptaków mowę przecież znał.
W tobołku chleba kromki dwie,
w tobołku słonecznika garść,
przed siebie w świat na boso szedł,
słonecznik miał by ptakom dać.
Że głupi był, to nie bał się,
o życie, ani dobra swe,
zawsze pomagał ciężar nieść,
gdy prosił ktoś, nie mówił nie.
I gdy odważnie szedł tak w świat,
to świat mu swe bogactwa kładł,
do bosych, do Jaśkowych stóp,
a on nie zważał na nic tu.
Oddawał wszystko co mógł mieć,
ze wszystkich ludzkich trosk się śmiał,
a kiedy umarł sobie gdzieś,
aniołów stu za braci miał.