
Gdy umarł wielki towarzysz Stalin,
Jakby na rozkaz, wszyscy płakali,
Łzy ocierali rządów członkowie,
Płakały panie ze związku kobiet,
Łzy smutku męskie rzeźbiły twarze,
Łkali poeci i dziennikarze.
Dziesięć lat łagru grozi bandycie,
Który by cieszył się nawet skrycie.
Były przemowy, warty przy trumnie,
Na pogrzeb wodza zjechali tłumnie,
„Świata postępu” przedstawiciele,
Widać dla wielu znaczył on wiele.
I choć narody bratnie uciskał,
Przecież usadzał na stanowiskach.
Jedni ginęli w łagrach, w psychuszkach,
Innym się jawił jak dobra wróżka.
Za obietnice bycia na szczycie
Niejeden oddał swe wieczne życie.
Za kawał ziemi, daczę, przychody,
Kurwił się stary, szmacił się młody.
Gdy umarł wielki towarzysz Stalin,
Płakali wielcy, płakali mali.
Bardziej ze strachu przed rozliczeniem,
Kulą, obozem, albo więzieniem.
Krwawych rozliczeń straszny czas nastał,
Drżą bliscy władzy we wsiach i w miastach.
Kto przetrwa terror, Berii, Chruszczowa,
To może życie swoje zachowa.
Od tamtych zdarzeń lat już dziesiątki,
A ja dostrzegam stare porządki.
Za trochę grosza, za lepsze życie,
Jakże się płaszczyć państwo lubicie.
I bić pokłony i potakiwać,
I kłamstwa łykać jak pelikany,
I nic się nigdy nie zmieni chyba,
Że rozerwiemy strachu kajdany.