
Jeszcze nie jest najgorzej.
Kiedy nie jesteś w celi,
małej jak psia buda.
Kiedy możesz wstać,
żeby wyprostować kark,
kiedy raz dziennie wiadro wody
nie wypłukuje moczu i krwi
z cementowej podłogi.
Jeszcze nie jest źle,
jeśli noc i dzień
wyznaczają słońce i księżyc,
nie bicie
i przeklęta
niegasnąca żarówka.
Wtedy ochoczo
przyznałbyś się,
że zgrzeszyłeś
w momencie narodzin.
Złożyłbyś podanie
o śmierć,
byle tylko
przejść
ostatnie metry
z podniesioną głową.