Gdy lis wybory wygrał w lesie,

Bo obiecywał wszystkim wszystko,

To w owym lesie jak wieść niesie,

Do katastrofy jest już blisko.


Sto ton żołędzi obiecał dzikom,

Nowiutkie gniazdka wszystkim czyżykom,

Wiewiórkom oddać miał pół korony 

jako, że z nimi jest spokrewniony.


Razem w sojuszu będziemy rządzić,

Sowom przypadną sądy w udziale,

Starego bobra trzeba osądzić,

I zamknąć trzeba go w kryminale.


Wilki jeść będą z trawy kotlety,

Jakem lis tutaj wszystkim przyrzekam,

Sarny, jelenie, łosie i krety,

Na taką zmianę nie będą czekać.


Niedźwiedziom będę sam osobiście,

Na zimę ścielił w gawrach posłanie,

A w każdej gawrze najoczywiściej,

Lodówka pełna przysmaków stanie.


Na koniec świetnej swojej kampanii,

O bezpieczeństwie dodał słów kilka,

Że już nikogo orzeł nie zrani,

Nikt się nie będzie dłużej bać wilka.


Potem powiedział coś o podatkach,

Że tak jak nigdy, staną się niskie.

A swoje domy w malutkich ratkach,

Spłacą bez trudu zwierzęta wszystkie.

 

Gdy już pokonał dzielnego żbika,

Który brał także udział w wyborach,

Gdy bóbr mu stary nie mógł zafikać,

Chociaż się szczycił mianem doktora.


Zasiadł na tronie i rząd utworzył,

Lecz już po roku się okazało,

Że dobrobytu w lesie nie mnoży,

Że obiecanki, to trochę mało.


Dzisiaj możecie lisa zobaczyć,

Z obdartą kitą po mieście krąży,

I się próbuje kostką uraczyć,

Jak przed śmieciarką zdobyć ją zdąży.


Nie, nie, nie wierzcie w to zakończenie,

A już szczególnie w szczęśliwe takie,

Nie po to władzy na siebie brzemię

Lis przyjął, żeby stać się biedakiem.

 

 

5 5 głosów
Ranking Ocen
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze

Nasza strona wykorzystuje pliki cookies. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się z naszą polityką prywatności.