
Maski (13.10.2020)
– A obywatel dzisiaj bez maski?
Nazwisko proszę!
– Jam, Jan Kowalski.
Lecz tu nie zgodzę się
z pana zdaniem
maską jest przecież moje ubranie.
Patrz pan, mam dżinsy i Adidasy
znak, że należę do średniej klasy.
Lacoste’a oto jest z krokodylem
to nie pozwala bym został w tyle.
I po drabinie pnę się do góry,
do pracy w szafie trzy garnitury.
I jak pan widzi nie noszę brody,
nie czynię tego wszak dla wygody,
bo żeby sprzedać towar publice,
dobrze gładziutko ogolić lice.
Na co dzień masek zakładam kilka,
raz gram ofiarę, czasami wilka.
Gdy zbałamucić pragnę kobiety,
na twarz naciągam maskę poety.
Lub gdy w urzędzie chcę popchnąć sprawy,
zakładam maskę gościa z Warszawy,
A gdy wyjeżdżam w dalekie kraje
to Rosjanina wtedy udaję,
bo nikt z Putinem nie chce zadzierać
dobrze więc taką maskę ubierać.
Dla dobrych dobre ubieram maski,
dla recydywy mam maskę w paski,
z głupcami gadam głupców językiem,
i mam pogadać o czym z fizykiem.
Masek mam panie na zawołanie,
że nigdzie takich pan nie dostanie,
a gdy wybory na prezydenta,
o kilku maskach muszę pamiętać.
Zależnie z jaką opcją się gada,
to taką maskę wtedy zakładam.
I tak Jan prawił o swoich maskach,
aż na ratuszu biła szesnasta,
a potem słońce zaszło za las,
księżyc rozświetlił północy czas,
a Jan wciąż mówił, śmiał się lub płakał,
sam już nie wiedział, twarz jego jaka.