
Porządny gość jest,
W garniturze,
Żonę ma, wnuki,
Śpiewa w chórze,
Służbowy mundur miał
i szelki,
I brzuch niewielki
Czasami tylko
jak ten żul,
Pije by zgłuszyć duszy ból.
Życie na służbie mu minęło.
Emerytura jest. Się wie.
Na rozkaz kogoś się „zniknęło”,
I zakopało bóg wie gdzie.
Dzień dobry mówi sąsiadowi,
Sąsiadce kłania się niziutko,
A wieczorami wciąż się głowi,
Nad życiem swym
i szklanką z wódką.
I tak szykuje się do drogi,
A wierzy, że nic nie ma tam.
Dla siebie sędzią jest niesrogim,
Nie rozkazywał sobie sam.
Tylko trybikiem był w maszynie
Był ziarnkiem piasku w żelbetonie.
Patrz Boże wokół większe świnie.
Ja – krzyczy – Ja mam czyste dłonie.