Bezdomny ujrzał ją poeta,
Padł przed nią na kolana,
Dzięki ci Pani, cicho szeptał,
Módl się Najświętsza za nas.
A ludzie którzy drogą szli,
Patrzyli z oburzeniem,
Że coś mu się w delirium śni,
Że gada z własnym cieniem.
W przydrożnej lipie Matka Boska
Znalazła swe schronienie
W stuletnim pniu swą skryła postać,
Okryta liści cieniem.
Donikąd dalej nie chciał iść,
Aż śmierć stanęła za nim.
Do końca swoich został dni,
U stóp swej pięknej pani.
Nie wiedział nikt co dojrzał tam,
I nikt by nie uwierzył,
Co widział trwając sam na sam
Pod lipą i co przeżył.