
Gdy zima ostra, lipiec suchy
lęgły się węże oraz muchy,
gdy krowy cielić się nie chciały
a zboża w polu wysychały…
Klepały z ambon klechy,
że kara to za grzechy,
że pora się nawrócić,
na tacę pieniądz rzucić.
Na kościół nowy,
krzyż morowy,
na kielich złoty
siódme poty, ach.
A potem nagle cud
znów pszczoły dają miód,
już rzeką płynie mleko,
owocny w polu trud.
I Bogu trzeba podziękować,
kościółek nowy wybudować,
na kielich złoty,
siódme poty…ech
A gdy zarazy krach
to nawet mówić strach
jakie denary, jakie dary
że skarbiec pękał w szwach.
I tak lud boży
zawsze łożył.
W skarbony
srebra i dublony.
„Ciemnoty czasy” już za nami
i Kościół robi już bokami.
Na szczęście mamy wiek nauki,
niestraszne z ambon nam pomruki.
Dziś węże, kleszcze, huragany,
to ocieplenia efekt znany.
Nie jest to żadna boża kara,
wystarczy zrzucić się w dolarach.
Dzisiaj już diabłem nikt nie straszy.
Dwutlenek węgla wrogiem naszym,
Przed nami perspektywa zła,
każdy wydycha CO2.