
Był 13 października 1884 r. W czasie dziękczynienia po mszy świętej odprawionej w prywatnej kaplicy papież Leon XIII wpadł w krótką ekstazę. W czasie jej trwania usłyszał rozmowę Chrystusa z szatanem, która toczyła się tuż przy tabernakulum.
Głos chrapliwy przerwał ciszę:
Ja twój kościół zniszczę Rebbe,
Czas potrzebny mi i władza,
Człowiek się wyrzeknie ciebie,
Na mej smyczy zacznie chadzać.
Sto lat będzie trwała walka,
Dam im myśli wyzwolone,
A zwycięstwa wtedy szalka
Się przechyli w moją stronę.
Ty nie zdołasz mi przeszkodzić,
Ani Archaniołów armia,
Czas mej władzy już nadchodzi,
Świat szaleństwa szał ogarnia.
Już porządek płonie stary,
Królów głowy odrąbane,
Ogień strawi symbol wiary,
Kraje widzę w krwi skąpane.
Ja umysły ich zakażę,
Ja im wolność dam i władze,
Ja im cele nowe wskażę,
I na tronie się usadzę.
Władzy cię pozbawię Rebbe,
Z ich umysłów wyruguję,
Ja na Ziemi i na niebie
Tron królewski obejmuję.
Taki plan mój, odpowiadaj,
Czy przyjmujesz me wyzwanie?
Widzę, że cię strach dopada,
Kończy się twe panowanie.
Chrystus spojrzał w ślepia krwawe,
Szatan pysznił się i prężył,
Z podniecenia drżał, bo sprawę,
Zdawał sobie, że zwyciężył.
Hej Jeszua ile lat
Miałeś by odmienić świat?
Oddaj świat mi we władanie,
A zobaczysz co się stanie.
Moja moc większa od twojej.
Dobro to jest wielkie kłamstwo.
Twojej prawdy się nie boję,
Na proch zetrę też chrześcijaństwo.
Matki będą dzieci swoje
Zabijały dla wygody,
Lud do krwawych skłonię wojen,
By zwalczały się narody.
I zarażę świat pogardą,
Że stwardnieją ludzkie serca,
Rządzić będzie ręką twardą,
Kat, szubrawiec i morderca.
A gdy w ciebie rzucą wiarę,
Nikt już ich nie uratuje,
Życie będzie jak za karę,
Tak się stanie, obiecuję.
Będą poszukiwać celów,
Portów będą wypatrywać,
Ze swej ręki zginie wielu,
W bólu będą dogorywać.
Świat pogrąży się w ciemności,
W narkotyczny trans się rzuci,
Odrzuceniem moralności
Męki będą chcieli skrócić.
Ja im łatwe ścieżki wskażę.
Już przegrałeś ze mną wojnę,
Będą czcić mnie dygnitarze,
Złożą mi ofiary hojne.
Jam prawdziwym tutaj panem,
Tyś przez chwilę psuł mi szyki,
Zrzucą belki skrzyżowane,
Z króla królów będziesz nikim.
No i co na to odpowiesz?
Milczysz. Jakie to niewieście.
Nie chcesz swych ratować owiec?
Daj im krzyż, ja dam im szczęście.
Daj im prawdę, dam złudzenia,
Daj cierpienie, dam im błogość,
Nie masz dla tych głupich Ziemian
Nic, by chcieli iść za tobą.
Dobrze, przyjmę twe wyzwanie,
Rzekł, o którym mówią Człowiek,
Lecz warunek tutaj stanie,
Który o zwycięzcy powie.
Rządź tu sto pięćdziesiąt lat,
Lecz gdy znajdę takich ludzi,
Których twój nie zwabi świat,
A tych ludzi będzie tuzin,
To się skończy nasza gra
I zabierzesz swoje dusze,
A gdy wygrasz, wtedy ja
W dal nieprzeniknioną ruszę.
A więc próbuj sztuczek swoich,
Kłam, oszukuj, kuś, przeszkadzaj.
Gdy dwunastu się ostoi,
Zniknie twoja tutaj władza.
Jeszcze kilka lat zostało.
Zakład będzie rozstrzygnięty,
Czy dom Zło tu będzie miało?
Czy się tuzin znajdzie świętych?