
Gdy Jaruzelski był prezydentem
On przez Warszawę szedł z transparentem,
Rozliczeń żądam, żądam lustracji,
Dosyć komuny, chcę demokracji.
Ludzie na widok Janka stawali,
Śmiali się mówiąc – komuny nie ma,
Żeśmy wybory dawno wygrali,
Biznes zakładaj o nic się nie martw.
Kolejne rządy kolejne zmiany,
On z transparentem trochę starganym,
Żądał lustracji i demokracji,
Do Tworek trafił na czas wakacji.
Zdrowie postradał, osiwiał trochę,
Maskotką tłumów był osiem lat,
Na wiecach pijał, jadł za darmochę,
Janek był opozycji kwiat.
Możesz go spotkać na Mariensztacie,
Na transparencie te same zdania,
Krzyczą do Janka – Janek wariacie,
Walka skończona – czas świętowania.
I żyje Janek, gdzieś w swoim świecie,
Ktoś koło niego czasem przystanie,
Pokiwa głową i pójdzie przecie,
Bo życia szkoda na wojowanie.
Zapytasz może gdzie go widziałem,
Czy rozmawiałem z nim o wolności,
Czy dłuższą chwilę z nim pogadałem?
Czy on zmyślony, czy z krwi i kości?
Z tym transparentem chodzi mi w głowie,
Czasem się śmieje głośno jak czubek,
Czasem mądrego coś mi podpowie,
Za ten transparent nawet go lubię.
Może on z jakiejś innej epoki,
Może oszalał z braku miłości,
Albo zszedł z góry jakiejś wysokiej,
I w wyobraźni mojej zagościł.
Gdyby przystanąć na dłuższą chwilę,
To hasła Janka choć zakurzone
Bo lat już przecież minęło tyle,
Nigdy nie stały się przedawnione.