
Drzwi otwieram, a za drzwiami
Policmajster lekkozbrojny.
Wali w dach dwoma palcami,
Puls mam lekko niespokojny.
Otóż pismo wprost z Warszawy,
Ma doręczyć osobiście
Delikatnej tyczy sprawy,
List podaje zamaszyście.
W czterech miejscach podpis składam,
I oświadczam, że nie pisnę,
Nawet się nie wyspowiadam,
Z treści listu, bo zawisnę.
Tu mi pot po plecach spłynął,
Drżącą ręką list odbieram,
Policmajster się zawinął,
we mnie już ciekawość wzbiera.
Z kancelarii prezydenta,
Do mnie pismo, ja nie kłamię.
Siadam i zapalam skręta,
Pieczęć z laku w palcach łamię.
Brandy łykam wprost z butelki
Biorę łyk i drugi jeszcze
Przed oczyma mkną literki,
Zaraz listu treść wam streszczę.
Drogi Panie i poeto, tu nazwisko
Moje pada,
Jako, że wybory blisko,
Chcemy panu pracę zadać.
Zamawiamy wierszy kopę,
By w nich wrogów naszych zgnoić,
Naszych reform zaś istotę,
W pawie pióra trza przystroić.
Jest nagrodą milion złotych,
Ale o tym milczeć trzeba.
Mam przekonać wszystkich o tym,
Że z miłości o nich śpiewam.
Że to czysty patriotyzm,
Głos oddawać na rządzących,
Przydałby się milion złotych,
Temat dosyć jest kuszący.
Więc list do koperty wkładam
I ślę go do opozycji,
I tak do nich w liście gadam:
Czekam od was propozycji.
Propozycja poleconym,
Przyszła, że zapłacą brutto,
Prawie całe dwa miliony.
W reklamówce, nawet jutro.
Sytuacja rozwojowa.
Rzec by można wyścig trwa,
Prezio kasy nie żałował,
Pisze, że dwa netto da.
No to myślę dobra nasza,
I wysyłam numer konta,
W reklamówce też się zgadza,
więc przypalam stówą jointa.
I dwa listy przez kuriera,
Ślę, niech czują się wygrani,
Milcząc obie strony wspieram.
I to mój jest prezent dla nich.