
Słowa cię wyniosą na cokół wysoki.
Ech, poniosą ciebie nad białe obłoki.
I będą kołysać jakoby matula.
Poniosą daleko w lektyce jak króla.
A wrogi słowami skruszą twe pomniki.
A wrogi oczernią, że znów będziesz nikim.
Rozbiją, wyśmieją, zadepczą, przeżują,
I zniszczą, w proch zetrą, na koniec oplują.
Dla jednych ty świętym, dla drugich bandytą.
Dla swoich duszyczką, dla tamtych łachmytą.
Więc uszy zamykam i ciszę wybieram.
Niech wojny się toczą beze mnie od teraz.