W cynową misę światło popołudnia.
Wpada jak ryba rzucona na brzeg
A to nie misa, to jest czasu studnia,
Przez którą lecę w osiemnasty wiek.
A tam jest łąka pachnącą ziołami,
Rzeka szeroko swe wody rozlewa,
Drewniane domy przykryte strzechami
Wiatr co obłoki bielutkie rozwiewa.
Zda się sielanka, a tam Paryż płonie,
Król stracił głowę, władza w ręce ludu,
Starego ładu ogłoszono koniec,
Zamknięci w lochach oczekują cudu.
A życie płynie jak szeroka rzeka,
Wieś tu spokojna, Bóg czuwa nad nami,
Droga do świata jest bardzo daleka,
A echa wojny grzęzną za górami.
Wolność i równość niosą na sztandarach,
A krew rynnami spływa barwiąc bruk,
Tu ptaki wiją gniazda swe w szuwarach,
Tam armat huk.
Ale i tutaj wszystko się odmieni,
Zapłoną strzechy, lud wyruszy w bój,
I nie makami zagon się czerwieni
Kiedy upada w polu Jasiek twój.
O nowy ład, prawo do wolności,
O ideały piękne oświecenia,
Przez piekło wojen, do lepszej przyszłości,
Co obiecuje, ale nic nie zmienia.
Ja stamtąd patrzę na przebyte drogi,
Krew tylko, rany, klęski i cierpienie,
Płonące miasta, porzucone stogi,
I tylko wódka daje znieczulenie.
Powracam tutaj, króle wciąż nad nami,
I podległości schemat z dawien znany,
Wciąż swego strachu my niewolnikami,
Z pragnień wykute nosimy kajdany.